Kacper Marzec: Jestem lubelakiem z krwi i kości
Rozmawiamy z nowym trenerem asystentem/analitykiem w pierwszym zespole, Kacprem Marcem.
Jakie są pana pierwsze wspomnienia związane z Motorem? To była drużyna, której kibicował pan od dziecka?
Nie pamiętam pierwszego meczu, na który poszedłem na stadion przy Alejach Zygmuntowskich. Pochodzę z centrum Lublina, więc chodziliśmy z kolegami wspierać drużynę i to było dla nas naturalne. Parokrotnie byłem też na wyjazdach. Motor jest mi niezwykle bliski, pomimo że przez siedem lat byłem zawodnikiem Lublinianki. Zawsze oglądałem jednak spotkania Motoru. Pamiętam dobrze świętowanie awansu po meczu z Orlętami Radzyń Podlaski, fetę na Placu Litewskim i radosne tańce w fontannie. Miło wspominam mecze za trenera Ryszarda Kuźmy na poziomie pierwszej ligi. Pamiętam wiele spotkań, które oglądałem z perspektywy kibica.
Większość swojego życia spędził pan w centrum Lublina?
Tak. Mieszkałem w ścisłym centrum na Starym Mieście, później na ulicy 3 Maja, a następnie znów na Starym Mieście.
Stamtąd było łatwiej trafić do Lublinianki, z uwagi na bliskość tego klubu od rodzinnego domu?
To jest dłuższa historia. Mój dziadek współtworzył Górnik Łęczna, m.in. z racji tego, że pracował w kopalni. Jednym z zawodników, jakich ściągnął do łęczyńskiego klubu, był Zbigniew Grzesiak, który później grał w Legii Warszawa. Od dziecka bardzo chciałem grać w piłkę, ale trenowałem taekwon-do. Cały czas ciągnęło mnie do piłki, ale tata nie za bardzo chciał mnie zapisać do jakiegokolwiek klubu (śmiech). Pewnego razu przypadkowo spotkaliśmy się z trenerem Grzesiakiem, który wtedy pracował w Lubliniance z rocznikiem 1989. To przekonało mojego tatę i tak zaczęła się moja przygoda.
Jednak z gry w piłkę dość szybko przerzucił się pan na rolę trenera…
Jeśli w wieku 19-20 lat częściej siedzę na ławce rezerwowych, niż gram w czwartoligowej drużynie, to jest to pewien sygnał. Z takiego scenariusza trudno wywróżyć piłkarską karierę. Zawodnicy, którzy wyróżniali się w moim roczniku, opuścili już klub. Wiedziałem, że jako piłkarz nie zagram już raczej z Realem Madryt. Jednak jako trener takim wyczynem mogę się pochwalić. Zrezygnowałem z gry w piłkę i zaczęła się moja przygoda trenerska. To też ciekawa historia, bo mój kolega wpadł na pomysł założenia klubu piłkarskiego. Zawiesiłem wtedy buty na kołku i rozpocząłem studia. Niedługo potem powstał klub KS Dynamic Lublin, ale brakowało nam trenera z uprawnieniami, więc zgłosiłem się na ochotnika. Tak się zaczęła moja przygoda. Na kursie w 2009 roku poznałem się, chociażby z Szymonem Gierobą. KS Dynamic istniał tylko rok. Później przejął nas klub Polaris Jabłonna. Wywalczyliśmy awans do A-klasy ze mną jako trenerem. Następnie pracowałem z dziećmi i młodzieżą w BKS Lublin, a kiedy nadarzyła się okazja, wyjechałem do Warszawy.
Czyli nie marzył pan od dziecka, żeby zostać trenerem?
Nie, ale zawsze czułem, że mój potencjał nie jest na tyle duży, że pisana mi jest wielka piłkarska kariera. Oglądałem na co dzień chłopaków z mojego rocznika, który był naprawdę dosyć mocny. W tym składzie grali Michał Orłowski, Robert Kazubski, Paweł Myśliwiecki, Radek Kursa, Marcin Mendel, czy Łukasz Sobiech. Mieliśmy ciekawą drużynę. Mnie fascynowało to, co trener przekazywał nam na odprawach, ale nie czułem jeszcze wtedy, że to będzie w przyszłości moja rola. Życie potrafi zaskakiwać.
Teraz pracuje pan jako trener analityk. Wytłumaczmy kibicom, na czym dokładnie polega ta funkcja.
Precyzując, moją funkcją w Motorze jest bycie jednocześnie trenerem asystentem i trenerem analitykiem. Będę obecny w trakcie meczów i treningów jako asystent, a poza boiskiem będę zajmował się analizą. Analityk jest odpowiedzialny za strategię naszego zespołu oraz przeciwnika. Wszystko, co jest związane z analizą wideo, jest rolą analityka. Przygotowanie i selekcja wideo, które trafiają do drużyny, do trenera, do asystentów. Szukanie mocnych i słabych punktów. Analiza strategii, tego czy założenia meczowe zostały wykonane, gdzie popełnialiśmy błędy. Jeśli chodzi o przeciwnika, to analizujemy również jego strategię, grę w ofensywie i obronie, stałe fragmenty gry oraz wiele, wiele innych elementów. To jest główne zadanie analityka. Do tego dochodzą analizy wszelkiego rodzaju statystyk. W klubie korzystamy z Instata i to ja jestem pierwszym filtrem informacji, które platforma nam przekazuje.
W ostatnich latach z powodzeniem pracował pan w Legii Warszawa. Trudno było odejść z zespołu mistrza Polski do klubu w II lidze?
Zacząłem pracę w Legii w grudniu 2013 roku, a zakończyłem ją siedem lat później. Zawsze jednak powtarzałem, że jestem lubelakiem z krwi i kości. To jest moje rodzinne miasto i zawsze chciałem tutaj wrócić. Wyjechałem, żeby budować swoją pozycję jako trenera i zadać o swój rozwój. Na pewno kub Legia Warszawa dał mi taką możliwość i jestem za to bardzo wdzięczny. Nie ukrywam, że w pewnym stopniu Legia ukształtowała mnie jako trenera. Dlaczego zdecydowałem się na przenosiny do drugiej ligi? Na pewno przemówił za tym kapitalny projekt oraz ciekawi i ambitni ludzie, których znam, jak Marek Saganowski, Michał Żewłakow, czy Bogusław Leśniodorski. Cele, które sobie wyznaczyłem, będąc w Legii, zostały przeze mnie zrealizowane. Zacząłem pracę z najmłodszymi dziećmi, a kończyłem już jako członek sztabu pierwszego zespołu. Przeszedłem wszystkie etapy pracy w stołecznym klubie i pora na nowe wyzwania. Ten projekt jest dla mnie o tyle ciekawy, że znowu mogę wrócić na boisko. W pierwszym zespole Legii moja funkcja ograniczała się do roli trenera analityka. Teraz znów będę więcej na murawie, w dodatku w klubie z mojego rodzinnego miasta. Bardzo tego chciałem, więc jestem ogromnie szczęśliwy.
Aklimatyzacja w nowym miejscu pracy jest dodatkowo łatwiejsza, ponieważ z trenerem Saganowskim znacie się dosyć długo?
Właściwie to znałem się wcześniej już z każdym z członków obecnego sztabu, oprócz Maćka Styły, którego poznałem dopiero w klubie. Oczywiście, z Markiem Saganowskim pracowałem jak dotąd najdłużej, ale mogę powiedzieć, że żadna osoba ze sztabu nie jest mi obca. Z Markiem pracowaliśmy razem przez półtora roku jako asystenci w drugim zespole Legii. Później już w pierwszej drużynie, gdzie byłem analitykiem, a Marek pełnił funkcję asystenta trenera Vukovicia. Dobrze się rozumiemy i wzajemnie szanujemy swoją pracę. Wszyscy chcemy osiągać z Motorem jak najlepsze wyniki.
Czy w II lidze trudniej o analizę przeciwnika niż w Ekstraklasie?
Na pewno tak. Wiem z własnego doświadczenia, bo ponad cztery lata spędziłem w drugiej drużynie Legii Warszawa. Tam było jeszcze trudniej, gdyż drugi zespół gra na poziomie III ligi. Ogólnie zespoły rywalizujące na niższych poziomach rozgrywkowych są trudniejsze do analizowania, ponieważ cechuje je mniejsza powtarzalność, niż te występujące na wyższych szczeblach. Mimo wszystko dużo łatwiej jest znaleźć u takich rywali słabsze punkty oraz wytyczyć strategię na dany mecz.
Mecze Ekstraklasy realizuje kilkanaście albo kilkadziesiąt kamer. Analizując spotkania II ligi, trzeba często posiłkować się ujęciem z tylko jednej kamery. Czy to utrudnia pracę trenera analityka?
Pracując w Ekstraklasie, zawsze posiłkowaliśmy się głównie nagraniami z kamer taktycznych, z szerokim obrazem boiska. Chcemy bowiem widzieć jak najwięcej. Najlepiej jakby to był kadr „łapiący” nawet i dwudziestu zawodników. Wtedy najlepiej widać jak się poruszają, jakie błędy popełniają, gdzie można coś poprawić. Kamery telewizyjne często przybliżają, zakrzywiając nam obraz. Powtórki i różne zbliżenia dobrze pokazują np. jednego zawodnika, ale my chcemy widzieć pełen przekrój. Im więcej widać na nagraniu, tym lepiej dla nas.